Nie zmienimy prawa, zmieniajmy mentalność – suplement diety


Wywiad z red. Pawłem Walewskim, publicystą działu naukowego tygodnika „Polityka”, na temat jego dziennikarskich dociekań dotyczących suplementów diety.

Na początku chciałbym spytać o wyniki Pańskich dociekań związanych z rynkiem suplementów diety.

Rozmawiacie Państwo z liberałem. Nie sądzę, abyśmy byli wyjątkowym krajem, w którym społeczeństwo jest poddawane eksperymentowi związanemu z nieuregulowanym rynkiem suplementów. Ten rynek regulują dyrektywy i rozporządzenia Unii Europejskiej, które od dłuższego czasu obowiązują w wielu krajach i jakoś nie słychać, aby ludzie wymierali masowo z powodu braku ścisłego nadzoru.
Czyli sytuacja nie jest aż tak dramatyczna, jak my ją widzimy?

Każdy odpowiada za własne zdrowie. Konsument sam decyduje, czym się chce leczyć, czym się chce żywić, ale także – czym się chce truć. ˚adne regulacje nie mają tu dla mnie większego znaczenia. Co więcej, wiele produktów mających nad sobą określony nadzór może być tak samo niebezpiecznych dla konsumenta jak produkty, których wartość jest dyskusyjna.

Czy w takim razie dopuszczalna jest według Pana sytuacja, jaka miała miejsce ostatnio, czyli masowe zatrucie chińskim specyfikiem na odchudzanie? Według opcji liberalnej, konsument wiedział co łyka. Pytanie brzmi: czy na pewno?

Przykład preparatów z sibutraminą jest wyjątkowy i słusznie zajęła się nim prokuratura. Sibutramina jest substancją wchodzącą w skład silnie działającego leku na odchudzanie i nie słyszałem, by kiedykolwiek była składnikiem naszej codziennej diety. Nie powinna więc znajdować się w suplementach, a jej obecność w chińskich mieszankach (w dawkach nawet większych niż w tradycyjnym leku) wykazały kontrole. Na ile jednak zakaz ich sprzedaży powstrzyma innych przed podobnym procederem, jeśli wciąż ludzie kupują tego typu mikstury na bazarach i w internecie? Ba, jak dowiedziałem się w Głównym Inspektoracie Sanitarnym, nawet niektórzy lekarze oferują swoim pacjentom preparaty, których skład kwestionują autorytety. A ludzie w doktorów wierzą… Czy zatem wprowadzenie jakichkolwiek regulacji zmieni tę sytuację? Obawiam się, że nie. Taka widać ludzka natura, że musi się na czymś sparzyć, aby zrozumieć, że po pierwsze, nie należy ślepo wierzyć reklamom, a po drugie, jak niebezpieczne mogą być specyfiki, które obiecują nie wiadomo co. Pod względem takiej wiary i naiwności świadomość zdrowotna Polaków jest wciąż skandalicznie niska.

Preparaty, o których wspomnieliśmy, przywieziono do Polski legalnie – dziś już nie tak łatwo je kupić. Rynek zweryfikował je dopiero po masowym zatruciu. Czy nie trzeba podstawowej weryfikacji dokonywać wcześniej?

Nie można takiej bariery ustawić wcześniej, ponieważ obowiązuje nas prawo Unii Europejskiej. Kropka. Mamy też niedawno znowelizowaną ustawę o bezpieczeństwie żywności i żywienia, która wyznacza pewien standard postępowania. Jedni uznają go za zbyt liberalny, inni być może za restrykcyjny, ale tak czy inaczej nie zmieni to mojego podejścia do tego rynku: każdy odpowiada za to, czym chce wzmacniać swoje zdrowie, gdzie i czy w ogóle ma to sens.

Pozostaje jeszcze kwestia sprzedaży tych ziółek w aptece. Skąd aptekarz mógł wiedzieć, że zawierają one sibutraminę?

Znam farmaceutów, którzy nie przyjmują od hurtowni wszystkich preparatów, „na ślepo”. Każdy aptekarz powinien mieć w głowie zapalone światło ostrzegawcze, kiedy otrzymuje do dystrybucji chińskie ziółka na odchudzanie.

Aptekarz powinien mieć jakąś podstawę do oceniania tego typu preparatów. Jeżeli na ulotce i w reklamie producent suplementu może napisać cokolwiek, bo to on według prawa za to odpowiada, to chyba przydałyby się jakieś rozwiązania systemowe?

Jako członkowie UE nie możemy wprowadzać dodatkowych obostrzeń. Jedna z farmaceutek powiedziała mi, że podstawą oceny suplementów nie jest dla niej etykieta, lecz wieloletnia obecność na rynku danego producenta. Wie, że jeżeli dostaje nowy preparat od firmy, którą już zna, to może zakładać, że nie jest to żadna trucizna ani podróbka. Jeżeli natomiast pojawia się preparat zupełnie nieznanej firmy, to trzeba go sprawdzić, a nie od razu sprzedawać.

Są producenci, którzy wypuszczają na rynek suplementy o wątpliwej jakości, za to o znanej marce. Wydaje mi się, że brakuje poziomu, na którym suplementy byłyby poddawane obiektywnej ocenie merytorycznej, np. przez wydziały farmacji.

Farmaceuci nie kształcą się w tym kierunku. Bodajże tylko na bromatologii są takie zajęcia i na technologii postaci leków.

Dlatego chcielibyśmy w oparciu o specjalistów z wydziałów farmacji stworzyć „Przewodnik po suplementach diety” – dokonać w nim analizy tych preparatów i przybliżyć wiedzę o nich.

Rozporządzenie ministra zdrowia dokładnie opisuje składy i dawki, jakie mogą występować w suplementach diety. Nie sądzę, aby było możliwe prawne zobowiązanie producentów do publikowania zbiorczych informacji. Możecie Państwo jedynie pójść do apteki, wykupić suplementy i na własny koszt zamówić ich badanie.

Zgadzam się z Panem, że nie zmienimy prawa, ale zawsze możemy zmienić obyczaj. Gdyby na wydziałach farmacji powstały gremia oceniające suplementy zgłaszane przez producentów, wtedy w ciągu kilku, kilkunastu lat powstałaby lista zaufanych firm i ich produktów.

Z moich doświadczeń wynika, że wiele opinii może być niewiarygodnych, jeśli firmy będą o nie same zabiegały. Poza tym to nie może być obowiązek dla producentów.

Wierzę w możliwość stworzenia uczciwego systemu weryfikacji tych produktów. Chodzi o zmianę obyczaju.

Rozumiem, że rozmawiamy w kategorii pewnej iluzji. Przede wszystkim jestem za tym, abyśmy nie mieli w Polsce nieuczciwych producentów, którzy żerują na ludzkiej naiwności. Zgodnie z Pana wizją, znajdą się uczciwi wytwórcy, którzy bez obaw będą zgłaszać swoje preparaty do oceny. Ale z drugiej strony teraz też można sobie zamówić taką opinię i pokazać ją na opakowaniu. Tylko czy my, konsumenci, zwracamy uwagę na te opinie? Chyba nie wszyscy, skoro cały czas podejrzane środki znajdują nabywców. Trzeba zmienić tę ludzką mentalność. To jest praca od podstaw – odpowiednimi publikacjami na temat suplementów diety należy uczyć ludzi świadomego korzystania z tych środków. Bo chyba jednak niektórzy zbyt ślepo w nie wierzą. Badając ten temat doszedłem do wniosku, że być może zmiana statusu wielu leków OTC na suplementy oznacza krok w stronę normalności. Może powinniśmy się cieszyć, że na tej liście jest coraz więcej pozycji.

Dlaczego?

Mnóstwo preparatów od lat funkcjonuje na rynku jako leki, choć nie mają badań potwierdzających ich skuteczność. Jestem przeciwnikiem utrzymywania takiej fikcji. Lek ma leczyć, suplement – uzupełniać dietę, a więc żywić.

Co zrobić, aby farmaceuta (który może nie znać wszystkich suplementów diety i nieświadomie sprzedawać „powietrze”) mógł zachować swoją zawodową misję społeczną?

Rzetelny dziennikarz nigdy nie odda redakcji artykułu, którego wiarygodności nie jest do końca pewien. W związku z tym nie chciałbym, aby nasi farmaceuci, zasypywani różnymi produktami, nie mieli kontroli nad tym, co sprzedają. To tak, jakby Pan sprzedawał co miesiąc „Managera Apteki” nie będąc do końca pewnym, co się w tym magazynie znajduje. Jeśli ma Pan jakiekolwiek wątpliwości do jakiegoś artykułu, wyjaśnia je Pan wcześniej z autorem. Nie dopuszczam myśli, że farmaceuta nie ma świadomości, czym handluje w aptece. To jest kwestia zawodowej rzetelności!

Z jednej strony mamy rzetelność, natomiast z drugiej kompetencję. Skąd aptekarz ma czerpać wiedzę, skoro suplementy diety praktycznie nie funkcjonują w szkolnictwie farmaceutycznym?

Jeżeli aptekarz dostaje opakowanie, na którym na przykład nie ma podanego składu, to dzwoni do powiatowego inspektora sanitarnego i informuje go o takim produkcie, wyjaśnia sprawę, bo jest to sprzeczne z prawem. Pytanie tylko, czy wykona taki krok, nie chcąc psuć sobie relacji z hurtownikiem i licząc na zarobek ze sprzedaży?

Prawa UE nie możemy zmienić, to oczywiste. Ale czy autoryzowany „Przewodnik po suplementach diety” mógłby wypełnić lukę informacyjną, pomóc w uzyskaniu wiedzy?

Myślę, że takie kompendium byłoby użyteczne dla tych aptekarzy, którzy chcą się swoją wiedzą dzielić z klientami. Nie wszyscy jednak sięgną po takie opracowanie. Także nie wszyscy producenci oddadzą swoje produkty do oceny niezależnemu gronu ekspertów.

Bez wątpienia. Jeśli działanie jest nieobowiązkowe, firmy muszą zaakceptować potrzebę jego wykonania. A to wymaga czasu.

Jest jeszcze pytanie, czy takie kompendium zweryfikuje rynek? Czy nie okaże się po roku, że niezależnie od jego wydania, nadal ludzie trują się podejrzanymi chińskimi mieszankami? A w aptekach, sklepach spożywczych i w internecie większą sprzedaż osiągają preparaty niezweryfikowane, lecz tańsze i bardziej kolorowe?

Chcielibyśmy wykonać tę pracę i mieć czyste sumienie wobec tej grupy farmaceutów, którzy mają dobrą wolę, a nie mają gdzie sprawdzić wiarygodności produktów. Bo chodzi o obronę godności zawodu z jednej strony i zdrowia pacjentów z drugiej.

Wywiad przeprowadzili
Marta Figielska i Paweł Kruś


nie-zmienimy-prawa.jpg
#Paweł Walewski,
absolwent Wydziału Lekarskiego Śląskiej Akademii Medycznej oraz Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Zawód lekarza porzucił na rzecz dziennikarstwa i od 10 lat pracuje w tygodniku „Polityka”, zajmując się publicystyką zdrowotną i naukową. Współpracuje z prasą medyczną oraz miesięcznikami
popularnozdrowotnymi, a także z polską edycją „Playboya” i „Świata Nauki”. Szczególnie interesują go zagadnienia związane z systemem ochrony zdrowia, rynkiem leków oraz popularyzacją zdrowego stylu życia. Laureat wielu nagród prasowych: Ambrace Award, Grand Press, Złote Pióro Farmacji, Rzecznik Chorych na Raka, Osobowość Roku w Ochronie Zdrowia w kategorii „Media”.

4.7/5 - (131 votes)

Nikt nie pyta Cię o zdanie, weź udział w Teście Zaufania!

To 5 najczęściej kupowanych leków na grypę i przeziębienie. Pokazujemy je w kolejności alfabetycznej.

ASPIRIN C/BAYER | FERVEX | GRIPEX | IBUPROM | THERAFLU

Do którego z nich masz zaufanie? Prosimy, oceń wszystkie.
Dziękujemy za Twoją opinię.

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH