Wizyta władz samorządu dzielnicy XIV w Aptece Darów

Nie mam na leki…


„Starsza Pani” nosiła wypłowiały ze starości, ale schludny płaszcz, sfatygowane, ale czyste buty. Do tramwaju weszła z trudem. Ruch sprawiał jej ból. Niepewnie rozejrzała się po przedziale. Chwyciłam jej wzrok. Podeszła i powiedziała cicho: Jestem chora. Nie mam pieniędzy na leki.
Proszę o pomoc…

Nazwałam ją „Starszą Panią”, bo nigdy nie poznałam jej imienia. Na kartce, którą trzymała w dłoni, była wypisana prośba o wsparcie. Widać było, że proszenie o jałmużnę upokarza ją. Podałam jej drobną kwotę. Uśmiechnęła się z wdzięcznością. Kiedy jednak poprosiłam, żeby ze mną porozmawiała, w popłochu wycofała się do wyjścia. Czyżbym uległa sprytnej manipulacji? Na następnym przystanku wysiadłam za staruszką z nadzieją, że dowiem się, dlaczego nie stać jej na wykupienie leków…

System do rewizji
Recepta to dokument magiczny. Na tym skrawku papieru wypisane jest zaklęcie – nazwa leku, przywracającego zdrowie, ratującego życie. Ale też specyfiku, który może okazać się na tyle kosztowny, że jego prozdrowotne właściwości przestaną być dla pacjenta ważne.

Jak wynika z badań Instytutu GfK Polonia, do rezygnacji z wykupienia przepisanego leku przyznaje się około 24 proc. Polaków, a około 1/3 szuka leków po niższych cenach. Podobnie, około 1/3 z nas deklaruje, że zdarza jej się zamienić zalecane przez lekarza lekarstwo na jego tańszy odpowiednik. Wskaźniki te rosną w przypadku osób starszych. O niewykupowaniu leków mówi około 40 proc. z nich.

Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że leki w Polsce należą do najtańszych w Europie. Tyle, że jednocześnie Polacy znajdują się w grupie tych obywateli Europy, którzy muszą najwięcej, około 1/3 ceny leku, dopłacić z własnej kieszeni. – Dzieje się tak dlatego, że po pierwsze Polacy w porównaniu z innymi Europejczykami, zarabiają mało, mają niewielkie renty i emerytury. Po drugie, poziom refundacji leków przez państwo jest u nas bardzo niski. Po trzecie, system refundacji jest zagmatwany, wymagający zastanowienia się i uzasadnienia każdej decyzji – tłumaczy prof. Tadeusz Chruściel, wybitny polski farmakolog kliniczny i doświadczalny, ekspert Naczelnej Izby Lekarskiej. – W dodatku jest on zmienny, bo uzależniony od zmian personalnych w Ministerstwie Zdrowia. Nasze przepisy refundacyjne stanowczo wymagają rewizji – konkluduje.

Tańsze zamienniki
Zwykłego pacjenta nie obchodzą ani wymagania przemysłu farmaceutycznego, ani stopień skomplikowania systemu refundacyjnego, ani kto odpowiada za „kalejdoskop” cenowy. Interesuje go kwota, jaką będzie musiał zapłacić za lek. A im będzie ona niższa, tym chętniej sięgnie do portfela.

Klient apteki ma prawo prosić o tańszy zamiennik leku, a farmaceuta ma obowiązek mu go wydać – chyba, że lekarz wyraźnie wskaże na recepcie, że nie wyraża na to zgody. Farmaceuci mają obowiązek informowania klienta, że dany lek ma tańszy odpowiednik. Jednak nie wszyscy respektują tę zasadę.

Promocje
Instytut GfK Polonia podaje, że aż 60 proc. osób starszych interesuje się aptecznymi promocjami. Tymczasem resort zdrowia pracuje nad przepisami, które sprawią, że z rynku znikną tzw. leki za grosz. Sprzedawane po cenach niższych niż oficjalna, w aptekach, które zadowalają się refundacją z NFZ, rezygnując z części płaconej przez pacjenta. Przeciwko lekom za grosz opowiadali się zarówno producenci, jak i samorząd aptekarski. Ich zdaniem, dzięki takim akcjom, klienci wprawdzie mogą kupić leki taniej, ale prowadzi to do patologii – pacjenci gromadzą leki na zapas albo kupują takie, których nie potrzebują.

Bez marży
Marcin Staniewski, właściciel apteki na osiedlu Wilda w Poznaniu, zrezygnował z pobierania marży. „Leki bezmarżowe” wydawał osobom starszym, biednym. W liście otwartym namawiał do tego innych. Chciał współpracować z miejskim oddziałem Caritasu i Ośrodkiem Pomocy Społecznej. Robił to, bo coraz częściej był świadkiem scen, kiedy ludzie rezygnowali z zakupu niezbędnych leków ze względu na ich cenę. Obie instytucje – publiczna i kościelna – poparły akcję. Nie sprzeciwił się jej Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Sceptyczne było natomiast środowisko farmaceutów. Prezes Wielkopolskiej Okręgowej Izby Aptekarskiej zalecał „ostrożność w podejmowaniu współpracy”, gdyż Marcin Staniewski nie był farmaceutą, ale politologiem. Właściciele aptek, do których apelował Staniewski, swoją odmowę argumentowali tym, że leki powinny być w takiej samej cenie w każdym punkcie. Wskazywali też, że taka forma pomocy mogłaby prowadzić do nadużyć, bo nie wiadomo,
do jakich rozmiarów rozrosłaby się grupa osób potrzebujących.

Ministerstwo Zdrowia opracowuje przepisy, które pogodzą obie strony. Według nich promocje leków refundowanych będą zlikwidowane, dany lek będzie dostępny w każdym punkcie za taką samą cenę. Rozwiązanie demokratyczne, ale niekoniecznie dobre dla pacjentów. Promocje pobudzały koncerny farmaceutyczne do walki konkurencyjnej, co prowadziło do kolejnych obniżek. Po zrównaniu cen, rynek stanie się mniej elastyczny, a leki mogą podrożeć.
Tylko co mają zrobić ci, którzy nie zwracają uwagi na żadne promocje, bo nie mają pieniędzy na zakup jakiegokolwiek leku?

Do państwa po prośbie…
W ustawie z dnia 12 marca 2004 roku o pomocy społecznej, w artykule 36 wymieniono rodzaje świadczeń, które może otrzymać polski obywatel, kiedy potrzebuje wsparcia ze strony państwa. Wśród tych niepieniężnych wymieniono m.in.: schronienie, posiłek, niezbędne ubranie, składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne, a nawet sprawienie pogrzebu. Leków tam nie uwzględniono, co oznacza, że ośrodki pomocy społecznej (OPS) nie mogą udzielać wsparcia poprzez bezpośrednie wydanie leku.

Mogą za to na wniosek osoby zainteresowanej i po wywiadzie środowiskowym, przyznać zasiłek celowy (w wyjątkowych przypadkach – specjalny zasiłek celowy), który pokryje w części lub w całości koszt zakupu lekarstw. Ten rodzaj zasiłku mogą otrzymać m.in. osoby bezdomne, osierocone, bezrobotne, długotrwale lub ciężko chore, niepełnosprawne, które mają niskie dochody (kryterium dochodowe dla osoby samotnej – nie więcej niż 477 zł miesięcznie, dla rodzin – nie więcej niż 347 zł na osobę). Problem w tym, że wysokość zasiłku celowego nie jest stała (zależy od możliwości finansowych OPS) ani ciągła. Dla wielu osób przewlekle chorych to rozwiązanie dobre, ale krótkotrwałe.

Święta z Nowej Huty
Nad tymi, których państwo nie chce bądź nie może już wspierać, opiekę roztaczają inni ludzie. Nie zawsze udaje im się to robić zgodnie z prawem.

Ilona Rosiek-Konieczna, lekarka z Nowej Huty ochrzczona przez media mianem „Janosikowej”, pod koniec lat 90. zaczęła pomagać ubogim rodzicom, którzy nie mieli pieniędzy na ratowanie życia swoich dzieci, oraz bezdomnym żyjącym na dworcach i w kanałach. Wypisała dla nich ponad dwa tysiące w pełni refundowanych recept. Na drukach figurowały nazwiska jej rodziców – inwalidów wojennych.

Do podobnej działalności zachęciła innych lekarzy. Przyjmowali oni bezdomnych do szpitala, zlecali badania, pomagali zdobyć rentę, leczyli nie żądając za to ani grosza. Kiedy Narodowy Fundusz Zdrowia odkrył działalność dr Ilony Rosiek-Koniecznej, zamilkli w obawie przed konsekwencjami.

NFZ obliczył, że „Janosikowa” naraziła go na straty rzędu ponad 100 tys. złotych, i złożył doniesienie o przestępstwie. Procesem Rosiek-Koniecznej żyła cała Polska. Obrońcy zażądali całkowitego uniewinnienia i wygrali. Sąd umorzył sprawę ze względu na małą szkodliwość społeczną. Na pomocy innym dr „Janosikowa” nie zyskała ani grosza, sama żyła na granicy nędzy.

„Apteki Darów”
Dr Ilona Rosiek-Konieczna prowadzi dziś hostel dla bezdomnych. Nie wypisuje już darmowych recept. Ubogich, schorowanych, starych, którzy potrzebują darmowych leków, nie ubywa. Jedyne miejsca, gdzie mogą je uzyskać, są zagrożone…

Mowa tu o „Aptekach Darów”, które pojawiły się u nas w latach 80., podczas stanu wojennego. Ich zadaniem było odbieranie leków przysyłanych do Polski w ramach pomocy humanitarnej oraz rozdzielanie ich wśród potrzebujących – głównie osób internowanych, ale także ludności cywilnej. Po unormowaniu się sytuacji politycznej i gospodarczej, „Apteki Darów” pozostały, aby rozdawać leki biednym.

Ile ich dokładnie jest i ile osób z nich korzysta – nie wiadomo. Wojewódzkie inspektoraty farmaceutyczne tworzą rejestr zezwoleń na prowadzenie aptek ogólnodostępnych, punktów aptecznych, aptek szpitalnych i zakładowych. „Apteka Darów” w rozumieniu prawa żadną z takich instytucji nie jest.

Tego rodzaju punkty są prowadzone przez organizacje pozarządowe i kościelne. Jedną z nich jest Stowarzyszenie Lekarze Nadziei, istniejące od 1995 roku. Należące do nich „Apteki Darów” w Warszawie i Krakowie zaopatrywane były głównie przez źródło zagraniczne – firmę Cyclamed (zbierającą leki we Francji), ale także przez niektórych polskich producentów oraz – w najmniejszej części – przez osoby indywidualne. Działanie „Aptek Darów” stanęło pod znakiem zapytania, gdy pod koniec maja 2008 roku, Komisja Europejska zabroniła zbiórki leków przez firmy farmaceutyczne niebędące przedsiębiorstwami farmaceutycznymi. Wtedy okazało się, że ich istnienie jest solą w oku branży farmaceutycznej, dalekiej od popierania darmowego rozdawnictwa medykamentów.

Zgodnie z prawem
Po zarzutach, że m.in. „Apteki Darów” bezprawnie korzystają z nazwy „apteka”, że leki przechowywane są tam w niewłaściwych warunkach i nie wiadomo skąd pochodzą – poseł Platformy Obywatelskiej Ireneusz Raś wystosował zapytanie do resortu zdrowia z prośbą o wyjaśnienia w sprawie dalszego ich funkcjonowania.
Według wiceministra zdrowia Marka Twardowskiego, zgodnie z art. 72 ust. 8, pkt. 2 ustawy Prawo farmaceutyczne, „Apteki Darów” to jednostki non profit, realizujące potrzeby ubogiej części społeczeństwa poprzez wydawanie darmowych leków pochodzących ze zbiórek pomocy humanitarnej, a tego typu działalność nie jest traktowana jako obrót produktami leczniczymi. Jednak „Apteki Darów”, aby działać legalnie, muszą spełniać przepisy z rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 16 stycznia 2004 roku w sprawie produktów leczniczych będących przedmiotem pomocy humanitarnej.

W oficjalnej odpowiedzi ministra Twardowskiego czytamy: „(…) Przepisy w kształcie przedstawionym powyżej obowiązują w niezmienionej postaci od 2004 r. i jasno rozgraniczają pojęcie działalności gospodarczej apteki od prowadzenia pomocy humanitarnej polegającej na wydawaniu leków z darów. Obecnie nie są prowadzone, zgodnie z wiedzą Ministerstwa Zdrowia, prace legislacyjne zmierzające do ograniczenia prowadzenia tego rodzaju pomocy humanitarnej, ani też Ministerstwo Zdrowia nie jest w posiadaniu dokumentów świadczących, że unijne organy odpowiedzialne za produkty lecznicze zmierzają do prawnego ograniczania omawianej działalności humanitarnej”.
Prof. Chruściel przez wiele lat prowadził warszawską „Aptekę Darów” Stowarzyszenia Lekarze Nadziei. Potem zajęła się nią jego żona doc. Maria Chruścielowa. Pod koniec listopada ubiegłego roku do tego punktu, mieszczącego się przy ul. Rakowieckiej, wszedł pracownik wojewódzkiego inspektoratu farmaceutycznego w towarzystwie dwóch policjantów. Skonfiskowali leki, a oczekującym w kolejce pacjentom kazali się rozejść. Prof. Chruściel jest zdezorientowany. – Leki z naszego punktu zawsze były bezpieczne: dokładnie sprawdzane i opisywane, wydawane przez wolontariuszy farmaceutów. Zabrano je, bo podobno ktoś złożył doniesienie, że handlujemy narkotykami. Jeśli kogoś nie było stać na wykupienie leku, mógł przyjść tylko do nas. Okazuje się jednak, że w Polsce biedni nie mają dostępu do leków. Biedni są za biedni, aby się leczyć… – mówi z żalem profesor.

„Apteka Darów” przy ul. Rakowickiej została zamknięta, ale wciąż przychodzą do niej ci, których nie stać na wykupienie leków w zwykłej aptece. Przyjeżdżają też pacjenci spoza Warszawy. Bezdomni, bezrobotni, przewlekle chorzy, niepełnosprawni. Szukają lekarstw – szukają ratunku. Przygotowali listę społeczną z dramatycznymi apelami, aby nie odbierać im „daru”.

Śledztwo jest w toku, prowadzi je wydział do walki z przestępczością gospodarczą mokotowskiej komendy policji. Liczymy, że sprawa szybko zostanie umorzona. Groteskowe wydaje się podejrzenie, że wolontariusze emeryci pod przykrywką działalności charytatywnej zajmują się sprzedażą narkotyków.

    • *
      – Szuka pani sensacji? Rozczaruję panią – powiedziała „Starsza Pani”. – Nie wychowałam się w patologicznej rodzinie ani nie stoczyłam się na dno przez alkohol. Jestem wykształcona, wykładałam w szkołach wyższych. Żebrzę przez starość i samotność. Moja emerytura jest licha, rodzina i przyjaciele poumierali, opieka społeczna nie chce już pomagać. Mam 76 lat i jestem sama. Z nadciśnieniem, reumatyzmem, chorą wątrobą i sercem. Liczyć mogę tylko na obcych…

W 2010 roku, na refundację leków NFZ wyda 7,6 mld zł – o 400 mln mniej niż w ubiegłym roku. Fundusz zapewnia jednak, że nie spowoduje to ograniczeń w dostępie leków dla pacjentów.

4.6/5 - (330 votes)

Nikt nie pyta Cię o zdanie, weź udział w Teście Zaufania!

To 5 najczęściej kupowanych leków na grypę i przeziębienie. Pokazujemy je w kolejności alfabetycznej.

ASPIRIN C/BAYER | FERVEX | GRIPEX | IBUPROM | THERAFLU

Do którego z nich masz zaufanie? Prosimy, oceń wszystkie.
Dziękujemy za Twoją opinię.

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH